VII
NA TROPIE ODPOWIEDZI

Był środek tygodnia, około 6:00 nad ranem. Obudziłem siej po 4-5 godzinach głębokiego, regenerującego snu. W brzuchu mi burczało, więc pozwoliłem sobie coś skromnego przekąsić. Następnie z powrotem położyłem się do łóżka, pomyślałem, że to dobra chwila na dostrojenie. Rozpocząłem procedurę wychodzenia. Krok po kroku rozluźniałem ciało, a umysł pozostawiałem czujny, to znaczy ja byłem czujny, jednocześnie się relaksowałem. Wykorzystałem jedną z moich ulubionych metod – Stukanie palcem. Ułatwia koncentrację i nie pozwala odpłynąć w sen. Dzięki niej pozostaję silnie zakotwiczony w ciele. Tak, dobrze mówię, w ciele. Jestem w nim do samego końca bacznie obserwując, co się dzieje. Dopiero po przejściu przez Saloonowe Drzwi w Kurtynie i znalezieniu się w OP rozpoczynam parcie w przód, wytaczanie, wyginanie w łuk, pompkę lub inne zabiegi, by pozbyć się NG–C.

Szybko pozbyłem się NG–C i oto stoję u siebie w sypialni. Co by tu porobić? Widząc napoczętego cukierka toffi, bez wahania włożyłem go do ust. Ale pycha! Jaki dobry! W życiu takiego nie jadłem! W ogóle tu mam lepszy smak niż w c.f. Co by tu jeszcze pocudować? Otworzyłem okno w sypialni. Poczułem na sobie delikatny powiew cieplutkiego wiatru. Usiadłem na parapecie, zacząłem machać nogami i pluć przed siebie. Ot tak sobie, dla zabawy, zupełnie jak małolat. Po prostu miałem taką ochotę.

Blok otoczony jest pasem zieleni. Wszędzie pełno drzew, krzewów i kęp traw. Wiatr delikatnie targa korony wierzb, słychać śpiew ptaków, brzęczenie owadów, a w oddali uliczny szum: głosy przechodniów, przejeżdżające pojazdy. Dobra, schodzę z tego parapetu, już mi się sprzykrzyło, pójdę potańczyć przy Hi-Fi. Otwieram drzwi od sypialni i nagle widzę... swoją żonę, jak odkurza dywan w dużym pokoju. Zerkam na prawo i dostrzegam córeczkę, bawiącą się klockami. – Kiciu! Kiciu! – Wołam do żony. – Znów wyszedłem z ciała. Wiesz, jesteśmy teraz w innym, lepszym Świecie. Dostroiliśmy się! Ale zaraz! Jak to możliwe, skoro dzisiaj miałaś wcześniej pójść do pracy, a Niunia do przedszkola? Ty nie śpisz, to znaczy twoje ciało nie śpi, a więc niemożliwe jest, żebym się do ciebie dostroił. – W tym momencie żona i dziecko znikają. O kurczę! Co jest grane! Muszę to sprawdzić. Szukam ich po całym mieszkaniu. Wchodzę do kuchni i znów ich widzę. Żona zmywa naczynia, a córka pije coś z kubka. No nie, ja chyba zwariuję, o co tu chodzi?!

– Słuchaj Kiciu, jeżeli faktycznie się do ciebie dostroiłem, będę chciał potwierdzić to po powrocie. Wykonam teraz coś, co może ci się nie spodobać, ale tym samym łatwo to zapamiętasz. – Podchodzę do Agnieszki i zdecydowanym ruchem daję jej klapsa w tyłek.

– Ala! Kiciu to piecze! – Krzyczy zirytowana żona. – A więc dostroiłem się do ciebie, jesteśmy razem poza ciałem. – Odwracam się do Niuni. Nie ma jej, gdzieś się rozpłynęła. Wychodzę z kuchni. Jest w łazience, bawi się w pranie. – Cześć córciu, kocham cię, to ja, twój tatuś. Widzisz mnie? – Pytam się głupawo. – Niunia w tym momencie ochlapuje mnie wodą. Wyraźnie czuję na sobie mokry podkoszulek. – O, nieładnie, niegrzecznie tak chlapać tatusia. A więc one są, czy ich nie ma? Dostroiłem się do nich, czy też nie? Nie będę wracał i sprawdzał. Jeszcze coś pokombinuję. Słysząc dochodzący szum głosów z dużego pokoju, kieruję się do niego. Wtem patrzę... a tu sam środek przyjęcia imieninowego. Mało tego, to nie jest duży pokój mojego mieszkania, lecz pokój gościnny domu matki. Siedzą za stołem: mama, brat z żoną, wujek i ciocia, dwaj cioteczni bracia i dawno nieżyjący sąsiad z przeciwka. Tego już za wiele! WW nie daje o sobie znać, więc poobserwuję. Siadam za stół i wszystkiemu się przyglądam. Odnoszę wrażenie, że albo mnie nie -widzą albo też ignorują. Siedzą, jedzą, piją i gadają o dupie marynie. Nie wytrzymuję, wstaję od stołu i głośno mówię: – Przepraszam was bardzo, ale czy wiecie, że w tej chwili jesteśmy poza ciałem? A ty sąsiedzie zmarłeś 5 lat temu? – W tym momencie wszyscy milkną, odwracają głowy w moją stronę i patrzą jak na wariata. – Nie wierzycie? – Dodaję. – Proszę, mogę latać. – Odbijam się i unoszę pod sufit. Mając dość tej całej maskarady, postanowiłem wrócić do c.f.

Wstają, wychodzą z sypialni. W mieszkaniu cisza, nikogo nie ma. 7:00 rano, środa. Nawet nie będę się wygłupiał i dzwonił do rodziny by sprawdzić, czy trwa u nich przyjęcie. Wszyscy szykują się lub też są już w pracy, a nie na jakiejś bibie.

To miałem dopiero zabitego klina. A więc gdzie ja u licha trafiam po wyjściu z ciała?! Co to za przedstawienie?! Nadal nie umiałem odpowiedzieć na te pytania.

Jeszcze bardziej zaciąłem się do pracy. By zintensyfikować wyjścia – zebrać więcej doświadczeń, wpadłem na pewien pomysł. Analizując swój dziennik, zauważyłem, że łatwiej jest mi opuścić ciało, gdy obudzę się po kilku godzinach głębokiego snu. Następnie rozbudzę się, coś przekąszę i ponownie położę, ale tym razem nie spać, lecz dostrajać się. Tak też robiłem. Podzieliłem nocny sen na kilka części. Kładłem się regularnie o 12:00 w nocy. Mówiłem sobie, że idę spać głęboko, by się zregenerować i postanawiałem, że obudzę się po 2-3 godzinach. Tak też się działo. Budziłem się niczym na sygnał budzika, choć go nie używałem. Następnie jadłem coś lekkostrawnego, ale nie popijałem, by nie mieć pełnego pęcherza. Rozbudzałem umysł szybkim zmienianiem kanałów w telewizorze, bądź też czytaniem gazety. Gdy to robiłem, nie siedziałem, lecz stałem, by jeszcze szybciej dojść do siebie – rozbudzić się. Kiedy byłem gotowy, a wiedziałem o tym intuicyjnie, kładłem się i używając różnych, opracowanych przez siebie technik, rozpoczynałem dostrajanie. Już mnie nie wyciągali Niefizyczni Przyjaciele. Sam dawałem sobie radę z wyjściem. Niekiedy przychodziło to bardzo łatwo. Po prostu kładłem się i po chwili byłem już w POZA, a gdy wracałem, mijało od startu 5-10 minut. Ale były też chwile, że pracowałem nad wyjściem ponad 1,5 godziny. Kiedy już powróciłem z doświadczeniami, brałem dyktafon i skrzętnie nagrywałem. Następnie ponownie udawałem się na spoczynek, mówiąc sobie, że będę spał głęboko, nie wychodził, zregeneruję siły i obudzę się wypoczęty po 2 – 3 godzinach. Znów budziłem się jak w zegarku i powtarzałem całą procedurę. Ostatnie godziny snu przeznaczałem na regenerację i po nich najczęściej już nie wychodziłem. Ale nie z lenistwa, lecz z powodu trudności w dostrojeniu się – byłem zbyt silnie utwierdzony w FŚ.

W ten sposób jednej nocy mogłem wychodzić po kilka razy, a jak miałem szczęście i wyjścia układały się w następujące po sobie cykle to i częściej. Niekiedy, by dodać sobie animuszu, biłem rekordy w liczbie wyjść, lub (i) czasie pobytu. Należy tutaj podkreślić, że liczy się przede wszystkim jakość wyjścia – lekcja rozwoju świadomości, a nie ilość i czas pobytu. Niekiedy krótki pobyt był więcej wart niż kilkugodzinny, jedno spotkanie z Niefizycznymi Przyjaciółmi cenniejsze niż kilkadziesiąt wyjść bez Nich.

Nad ranem po przebudzeniu, pamiętałem dokładnie wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Brałem dziennik do ręki i zapisywałem doświadczenia, rzadko pomagając sobie nagraniami z dyktafonu. Gdy to robiłem, przeżywałem na nowo minione doświadczenia, często łzy same cisnęły mi się do oczu.

Po pewnym czasie słowo “dostrojenia" przechrzciłem na “przygody" i “lekcje". Bo właśnie takimi były. Niedawno nazywałem je “puzzlami", to chyba jest najbardziej trafna nazwa. Gdyż wychodzenie z ciała przypomina zbieranie w POZA i układanie w Rzeczywistości Fizycznej układanki – Wielkich Puzzli. Na początku człowiek nie wie, o co chodzi, nie dostrzega całego obrazu, bo niby jak, skoro ma jego parę fragmentów. Dopiero po czasie rozumie i widzi, że wszystko układa się w harmonijny obraz. Wszystko, czego do tej pory doznał ma sens. Każde doświadczenie pasuje do siebie i tworzy Odpowiedź. Tak było i tym razem. Potrzebowałem jeszcze kilku puzzli, by być pewnym odpowiedzi na dręczące mnie pytanie: Gdzie trafiam po wyjściu? Coś mi już świtało w głowie, byłem na tropie.

Pewnego razu, gdy wyszedłem z ciała, postanowiłem udać się na spacer. Zbadać teren pod blokiem.

Wyszedłem z klatki i zacząłem kierować się w stronę pobliskiego warzywniaka. Tu i ówdzie spacerowali ludzie. Byłem trochę zaskoczony, że nie spieszą się do pracy, tylko chodzą w tę i z powrotem.

Wszedłem do sklepu i zauważyłem, że za ladą sprzedaje nie kto inny, jak tylko moja własna żona. Tego było za wiele! Rozejrzałem się po sklepie i doznałem szoku. Wszyscy ludzie stojący w kolejce mieli głowy mojej żony! Coś we mnie zawrzało. O, nie! Marsz stąd! Wynocha ze sklepu! Po chwili wszyscy posłusznie zaczęli wychodzić i znikać na moich oczach za drzwiami. Po prostu rozpuszczali się. Wybiegłem za nimi, ale ich już nie było. Obejrzałem się za siebie, a po warzywniaku nie było śladu. Zamiast niego ujrzałem drogę z rosnącymi na poboczu wielkimi topolami. Już wiem! To ja sam projektuję ten obszar. By utwierdzić się w przekonaniu, wyciągnąłem prawą rękę przed siebie i palcem wskazującym wycelowałem w topole. Szumieć, nakazuję wam szumieć! Nie od razu, ale po chwili drzewa zaczęły się kołysać majestatycznie we wszystkie strony i dawało się usłyszeć szelest liści. Mocniej! Byłem podniecony nowym odkryciem. Cieszyłem się jak dziecko z nowej zabawki. A teraz cisza! Powiedziałem cisza! Topole zamarły w bezruchu. Bytem tak tym rozbawiony, że zamieniłem, może to niegrzecznie z mojej strony, wronę w kota. Przewracałem słupy telefoniczne, tłukłem szyby w oknach, nie dotykając ich, zrobiłem niezłą demolkę. Trochę mi było wstyd za siebie, ale to była dla mnie pierwszorzędna lekcja. Teraz wiedziałem, że kreatorem Świata, do którego trafiam po wyjściu z c.f. jestem ja sam. Ależ byłem głupi! Przecież Niefizyczny Przyjaciel wyraźnie mi o tym powiedział. Pamiętam to jak dziś:

Leciałem nad wąwozem porośniętym nieznaną mi roślinnością i kiedy zdumiało mnie to, że nie ma bloków On oznajmił:

Sam stworzyłeś ten obszar
Wydał Ci się bardziej atrakcyjny
Niż lot nad blokami

Od tej pory obszar, do którego trafiam po wyjściu z ciała ochrzciłem nazwą OSPUO – Obszar Stworzony Przez Umysł Obserwatora. A więc buddyści mają rację, śpiewając swoim zmarłym: Tu rzeczywistość jest iluzją a iluzja rzeczywistością... Całe szczęście, że nie jestem zmarłym i mam możność analizowania zdobytych doświadczeń po powrocie. Weryfikowania ich z Rzeczywistością Fizyczną. W innym wypadku nabrałbym się na tę iluzję. Myślę, że jeszcze nie tak dawno, gdybym zszedł, nie wiedziałbym, że zmarłem. Ba, mógłbym się nawet uwikłać w jakieś rozgrywki z tymi nibyludźmi i zostać w nieświadomości na wieki.

Więc ludzie po śmierci żyją w świecie snu tworzonego przez samych siebie! To straszne!

Nowo zdobyta wiedza dała mi niesamowitą Wolność. Teraz wychodząc z c.f., za każdym razem miałem frajdę z odkształcania otaczającej Rzeczywistości. Już nie tylko słuchałem cudownej muzyki, aleją komponowałem. Stawałem na środku pokoju i machając rękoma niczym dyrygent, tworzyłem piękne, psychodeliczne miksy. Zmieniałem krajobraz za oknem. Rozganiałem i na powrót naganiałem chmury. Przyśpieszałem ruch słońca, wschód i jego zachód. Sprawiałem, by padał deszcz. Kiedyś nawet stworzyłem na horyzoncie dużego niebieskiego ananasa. Kreowałem, jak okiem sięgnąć, łany trzymetrowej, różowej pszenicy. Całość niekiedy przypominała surrealistyczne, trójwymiarowe obrazy. W nowej roli czułem się jak bóg, wielki kreator Niefizycznego Świata. Od tej pory zacząłem lekceważyć wszelkich ludzi w OSPUO. Nazwałem ich projekcjami, kreacjami lub też atrapami. Bo tacy mi się wydawali. Często robiłem sobie z nich żarty. Zauważyłem, że karmią się moją myślą i zachowaniem. Robią to, co pragnę lub też to, czego się boję. Jednak łatwo było ich przechytrzyć. Wystarczyło, że gwałtownie zmieniłem tok myślenia i postępowania. Nagminnie ignorowałem niby ludzi. Ostentacyjnie przez nich przechodziłem lub mówiłem im po prostu: wynocha!

Kreacje w OSPUO można porównać z psychologicznym mechanizmem obronnym ja – projekcją. W Rzeczywistości Fizycznej obserwator nieświadomie przypisuje innym osobom czy ogólniej – dostrzega w świecie zewnętrznym – swoje własne popędy, myśli, intencje, własne konflikty wewnętrzne. Psychologia twierdzi, że człowiek dzięki mechanizmowi projekcji wyzwala się ze swych nieakceptowanych emocji. Czy na pewno? Tu w OSPUO po wyjściu z c.f. wszystkie projekcje ja rozkwitają w pełni. I to jest wolność? Gdybym w końcu nie odkrył, że otaczający mnie Świat w POZA to nic innego, jak tylko moja jedna, wielka projekcja, to tkwiłbym w nim na wieki uwikłany w rozgrywki z tymi nibyludźmi. Spałbym w nieświadomości! Czy to bym w ogóle odkrył, gdybym nie umiał wychodzić z ciała? Mechanizm obronny projekcji jest bardzo rozpowszechniony wśród normalnych ludzi – podaje dalej psychologia. Przypuszczam, że znakomita większość ludzi po śmierci trafia do OSPUO i nie może z niego się uwolnić, śpi tak, jak spała w FŚ.

Myślę, że ludzie chorzy psychicznie, na przykład paranoicy, żyją przy rozdartej Kurtynie. Uwikłani są w nieustanną grę emocjonalno-myślową z własnymi projekcjami. Sądzę, że tak zwane media komunikują się nic ze zmarłymi, lecz z kreacjami własnego umysłu. Wyjaśniałoby to wiele sprzecznych ze sobą komunikacji z zaświatami. Ilu ludzi tyle umysłów, ile umysłów tyle OSPUO.

Ciekawym spostrzeżeniem jest również to, że ucząc się ignorowania ludzkich kreacji w OSPUO, zacząłem się mniej przejmować tym, co myślą o mnie ludzie w FŚ, a dokładniej tym, co ja sądzę, że oni myślą o mnie. Nie wiem czy to jasne. Po prostu zacząłem olewać ludzi nieprzychylnych mi, kąsających. Wcześniej przejmowałem się, raniły mnie słowa, irytowało mnie to, jak ktoś się na mnie obrażał. Teraz miałem to w nosie. Ale zaznaczam, że niecałkowicie zacząłem ignorować wszystkich ludzi. Absolutnie! Tylko kąsających.

Zauważyłem, że przestałem przypisywać ludziom własne myśli i emocje. Zacząłem widzieć ich takimi, jacy są.

Ucząc się ignorowania i odcinania od ludzkich kreacji w OSPUO, nauczyłem się, w jaki sposób nic dać się wciągnąć w różnego rodzaju gry emocjonalno-myślowe prowadzone przez ludzi w F Ś. Po pewnym czasie natychmiast rozpoznawałem rodzaj gry i w odpowiednim momencie, najczęściej na początku rozgrywki, szybko zamykałem się i tym samym nie pozwalałem sobie robić spustoszenia w głowie, zatracić się bez reszty w grze, stracić świadomość.

Warto wspomnieć, że prócz gier emocjonalno – myślowych, można wyszczególnić zabawy emocjonalno-myślowe. Te ostatnie, w odróżnieniu od gier, nie posiadają punktacji, tym samym nie wyłania się. z nich zwycięzcy ani pokonanego. Służą między innymi miłemu spędzaniu czasu i rozrywce. Najkrócej można przyrównać gry emocjonalno – myślowe do rozgrywek w pierwszej lidze, a zabawy do rekreacji i turystyki.

Nauki w POZA pomogły mi bardziej świadomie żyć w Rzeczywistości Fizycznej. Lepiej radzić sobie z otaczającym mnie Światem. Wizyty w OSPUO to bardzo cenne lekcje. Dzięki nim mogłem poznać samego siebie – eksplorować swoją Jaźń.

Seks

Listopadowy deszczowy wieczór
Klub sportowy przesiąknięty jesienną apatią
Nikt z ćwiczących nie ma motywacji do wysiłku

Na salę wchodzi grupka dziewczyn
 Mężczyźni bez słowa chwytają za sztangi
Z entuzjazmem dźwigają ciężary

Popęd seksualny jest jak energia atomowa
Daje ogromną siłę moc
Kiedy wymknie się spod kontroli niszczy
Spis Treœci / Dalej