Dziękuję
Niefizycznym Przyjaciołom za MIŁOŚĆ
Robertowi Monroe, pionierowi i kartografowi Niefizycznego Świata za mapy i drogowskazy
pozwalające odnaleźć drogę do DOMU
Anthony'emu de Mello za odprogramowanie umysłu z fałszywych przekonań
Wszystkim którzy utrudniali powstanie tej książki
Dzięki nim nabierałem siły do pracy
W oczach ich mogłem dojrzeć własne odbicie
Dedykuję LUDZKOŚCI
Epilog/Prolog
Planeta od tysięcy lat zasnuta czarnymi chmurami
Nie ma światła panuje wieczna noc chłód
Mieszkańcy rodzą się umierają w ciemnościach zimnie
Najstarszy praprzodek nie widział światła nie czuł ciepła
Mają mętne chłodne oczy grubą skórę ślepi niewrażliwi
Jako dominujący gatunek zagospodarowali całą planetę
Żyją w pasożytniczych związkach emocjonalnych grach
Nie chodzą głodni a zabijają się nawzajem o jedzenie
Specjalne technologie utrzymują panujący stan rzeczy
Środki masowej informacji podają sugestie hipnotyczne
Nowonarodzonym nakłada się maski daje role znieczula
System bazuje na uśmiercaniu nonkomformistów
Na czele strumienia pędzącego do Nikąd stoi Nicość
Jeden z mieszkańców rozpoczął nadawanie sygnału
obudź się Obudź Się OBUDŹ SIĘ
I
ZAMIAST WSTĘPU
Leżę na materacu w sypialni. Na lewym nadgarstku czuję czyjś uścisk.
Jest to delikatna, Kobieca Dłoń. Chwilę się zastanawiam, co mam robić.
W momencie, kiedy kończę tę myśl, Kobieta zaczyna mnie ciągnąć w swoją
stronę. Jakby intuicyjnie przeczuwam, że w tej chwili powinienem się
rozluźnić. Tak też robię. Tajemnicza Osoba, chociaż Jej nie widzę,
tylko czuję, jest mi skądś znajoma. Nie mogę sobie jednak przypomnieć
skąd. Wyraźnie czuj ę promieniującą od Niej Miłość. Jest po to, żeby
służyć mi pomocą, wsparciem, opieką... OK nie będę wnikał, kim Ona
jest, przecież wiem, że mnie Kocha. A to chyba najważniejsze. Poddaję
się ufnie, a Ona z większą siłą wyciąga mnie... Wyciąga mnie?! No tak!
Ja opuszczam ciało! Cholera, czy nic mi się nie stanie?
Chodź Dareczku chodź
Jestem przy Tobie
oznajmia najpiękniejszy Kobiecy Głos, jaki kiedykolwiek usłyszałem.
Ponownie rozluźniam się. Koncentrując uwagę na wyciągającej mnie Sile,
stopniowo wypływam na zewnątrz, nagle zatrzymuję się.
Co to takiego? Mam przyklejoną prawą stopę i nie mogę jej oderwać.
Reakcja Kobiety jest natychmiastowa. Mocniej ściska mój
nadgarstek i silniej ciągnie do siebie. Jednak stopa nawet nie drgnie.
Nagle... czuję pod nią narastające Ciśnienie, puchnącą poduszkę
powietrzną. Coś wypycha moją stopę na zewnątrz. Zaraz, zaraz! Tam Ktoś
jest! Tak! To drugi Przyjaciel! Przyszedł mi z pomocą! Dziękuję,
dziękuję! Po chwili noga jest uwolniona. Nie tylko noga, ale i ja cały.
Przeszywa mnie potężne uczucie Wolności, lekkości, nieskrępowania...
Kobieta wciąż mnie holuje. Przenikam przez ścianę sypialni, wypływam na
korytarz, bez problemu pokonuj ę drzwi sąsiadów, nie otwierając
ich. Czuję się jak nowonarodzone dziecko w nieznanym, obcym środowisku.
Mam oczy i usta szeroko otwarte ze zdziwienia i zachwytu. Prędkość
powoli narasta. Przelatuję przez łazienkę. Mijam świeżo uprane i
wywieszone na sznurkach ubrania, w rogu leżą spinacze... Zbliżam się do
ostatniej ściany w bloku. Tak, czuję, że to ostatnia ściana. A co
dalej? Co za nią zobaczę? Pojawia się obawa przed nieznanym. W tym
momencie, prędkość z jaką jestem holowany, gwałtownie narasta. Z
potężnym przyspieszeniem zbliżam się do ściany. Tuż przed nią czuję,
jak Kobieta zwalnia uścisk z nadgarstka, tym samym uwalniam się z Jej
Holu i samodzielnie wlatuję w ścianę. A cóż to za gruby mur?
Zwykła ściana w bloku jest o wiele cieńsza. Ta ma dobre parę
metrów. Zbudowana jest z dziwnej struktury. Przypomina to...
gumę a trochę ciasto. Tak! Naelektryzowane Gumo-Ciasto. OK! Jestem już
na zewnątrz, jeszcze tylko nogi. Trzask! Co to było? Coś mi strzeliło w
stopach, zupełnie jakbym się od czegoś odczepił. Przez ten mur
wytraciłem trochę prędkość. A niech go tam! Co za widok! Piękny
wąwóz porośnięty nieznaną mi roślinnością, coś na kształt
kosodrzewiny, wrzosu, wysokich traw. Boże, ja lecę! Ja umiem latać! Co
za Wolność! Jak cudownie! Jak pięknie!... Zaraz, zaraz, coś mi tu nie
gra. Właściwie, to dlaczego lecę nad tą dziwną Krainą? Przecież skoro
opuściłem ciało, to powinienem znajdować się nad osiedlem, nad miastem.
Powinienem widzieć bloki, alejki z pieszymi i ulice z samochodami. A tu
nic takiego. Dlaczego?
Gdzieś w oddali, po lewej stronie tuż za linią Horyzontu słyszę dziwny
szum. Przypomina rozbiegówkę z płyty winylowej. Trochę w nim
trzasków, pyknięć... Co to takiego? Wsłuchuję się. Szum narasta
i zbliża się w moją stronę. Powoli, w miarę jak się mu przysłuchuję,
zamienia się w mamrotanie, które po chwili wlatuje w sam środek
mojej głowy i słyszę wyraźnie słowa. Kobiece, piękne, aksamitne słowa
oznajmiają mi:
Sam stworzyłeś ten Obszar
Wydał Ci się bardziej atrakcyjny
Niż lot nad blokami
Boże! To Prawda! Faktycznie! Ogarnia mnie nagłe
zrozumienie...Uświadomienie... Wielkie Uświadomienie... Wytracam
prędkość i pułap. Łagodnie ląduję na tej dziwnej roślinności,
którą, jak przed chwilą się dowiedziałem, sam stworzyłem.
Wybucham płaczem. Łkam jak dziecko. Łzy ciurkiem spływają mi po
policzkach. Nie mogę opanować płaczu. Cały się trzęsę i chlipię. Płaczę
ze szczęścia, ale też i z rozpaczy. Ze szczęścia, dlatego, że właśnie
doświadczam bycia w Świecie Niefizycznym, że udało mi się wyjść z
ciała, że istnieje Inny Świat poza fizycznym, że mam tu
Przyjaciół, którzy naprawdę mnie Kochają, że tak naprawdę
to nigdy nie umrę, lecz umrze jedynie ciało, że jestem nieśmiertelny,
Wolny... A z rozpaczy, ponieważ Świat, w którym się znalazłem
daleko odbiega od moich oczekiwań, jakie wpoiło mi chrześcijaństwo. Nie
ma tu nieba, ani piekła, nie ma też Jezusa ani też szatana. Nie mogę
się w ogóle w tym połapać. Mam żal do kultury, w której
wyrosłem, do społeczeństwa, do duchownych, że karmiony przez lata byłem
kłamstwami, po prostu kłamstwami. Jestem jednocześnie niewymiernie
szczęśliwy, że doświadczyłem Prawdy, jaka by ona nie była, ale to
zawsze Prawda.
Siedzę skulony z oczami zasłoniętymi dłońmi, jakbym wstydził się
swojego płaczu. No bo taki duży i płacze! Ale nie mogę się opanować,
coś we mnie pękło i wylewa się ze Izami... szczęście i rozpacz...
radość i żal... Skrajne uczucia przenikają się wzajemnie, wypełniają
mnie całego, miotają mną...
Po chwili, lub też po całej wieczności, czuję jak robi mi się coraz
cieplej. Skostniałe z emocji ciało powoli się ogrzewa, zwłaszcza
zziębnięte palce rąk. Już się nie trzęsę, przestaję łkać. Co takiego
mnie otula? O jejku! Jak mi gorąco w dłonie! A właściwie, to po co je
trzymam na oczach? Nie ma już potrzeby zasłaniać łez, bo już nie
płaczę. Odchylam dłonie i widzę BIAŁĄ KULĘ ŚWIATŁA. Gapię się na Nią i
z osłupienia rozdziawiam buzię. Kula posiada świadomość. Wciąż emituje
w moim kierunku Energię. Teraz Jej natężenie wzrasta. Rozpoznaję Ją. To
MIŁOŚĆ, najczystsza MIŁOŚĆ... O Boże! W Energii zawarta jest Przyjaźń,
Troska, Współczucie, Solidarność, Jedność, Empatia, Braterstwo,
Opieka, Równość... Potężna Energia MIŁOŚCI wpływa we mnie,
przenika mnie, kąpię się w Jej strumieniu. Kula daje mi Ją bez cienia
protekcjonizmu ze swojej strony, zupełnie jakbyśmy byli sobie
równi. On/Ona taka Wielka, a ja taki mały, mimo to tworzymy
Jedność. Boże! Zaraz eksploduję! Przyjacielu, nie mam już miejsca! Co
za Ekstaza! Muszę już odejść, bo...bo... zaczynam się cały trząść,
drgać... Hop! Unoszę się pod sufitem w sypialni. Jestem niesamowicie
rozgrzany. Cały pokój spowity jest w Energii, którą
emituję. Czuję, że wracam do ciała, ale powrót nie może zajść
zbyt szybko. Wcześniej muszę oddać trochę Ciepła, MIŁOŚCI... Łagodnie
opadam na dół i wytracam temperaturę. Jest to jedyny
sposób, by się przyłączy ć, by wejść w ciało. Trwa to dobrą
chwilę. Powoli włączają się zmysły fizyczne...
Jestem w ciele. Wszystko doskonale pamiętam. Mam wielką potrzebę
przytulić się do kogoś i dać mu to, co przed chwilą otrzymałem od
Przyjaciela – Kuli – MIŁOŚĆ, Wielką MIŁOŚĆ. Wychodzę z
sypialni, idę do żony i córeczki. Przytulam się do nich,
mówię im, że tak bardzo je kocham...
Przeznaczenie
Gdańskie wybrzeże 1945
Na ziemię upada sosnowe nasienie
Przykrywa je czas mijają lata
Pod okazałym drzewem kobieta mężczyzna
Wyznają sobie Miłość łączą się w Jedność
Przykrywa ich czas mijają lata
W szpitalu płacze nowonarodzone dziecię
Za oknem wiatr gra na igłach wielkiej choiny
Przykrywa to czas mijają lata
Wielka sosna zwala się na ziemię
W rękach człowieka przesiąknięta żywiczną wonią
Książka
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL