XIV ODDANIE STERU
Stoję na przęśle kolejowego mostu w Warszawie. Mam ochotę skończyć już
tę Grę, chcę się zabić – pozbyć się ciała, wreszcie się uwolnić.
Nogi zaczynają mi drżeć ze strachu, boję się to zrobić, coś mi nie
pozwala, trzyma mnie. Pewnie to ten pieprzony instynkt samozachowawczy
koniecznie chce, żebym został i jeszcze trochę się pomęczył w tym
szambie. Muszę go przezwyciężyć...! Cholera, nie mogę! Nie mogę tego
zrobić! Ależ ze mnie tchórz! Klękam na przęśle i zaczynam
płakać...
Po chwili odzyskuję świadomość. No ładnie bym ze sobą skończył,
skakałbym z tego mostu w nieskończoność. Wcale to nie jest śmieszne.
Boże! Niech się Ktoś mną zaopiekuje, taki jestem biedny, nie wiem
zupełnie, co mam robić... Gdzie jest mój DOM?! Znowu zaczynam
płakać. Proszę, niech mną Ktoś pokieruje...
Nagle czuję za plecami powiew Ciepłego Wietrzyku. Ten szybko zamienia
się w Wiatr. Po chwili staje się silnym Ciśnieniem, które
popycha mnie do przodu. Co to takiego? Już wiem! Dochodzi do mnie
zrozumienie. To Energia Niefizycznych Przyjaciół. Przyszli mną
pokierować. OK, lećmy! Poddaję się, w geście ufności rozkładam ramiona
na bok i odchylam się do tylu. Błyskawicznie nabieram prędkości i
pułapu. OSPUO znika, wypiera Go Jasna, Biała Mgła. Jestem w Niej cały
skąpany. Wciąż nabieramy wysokości, gdy to się dzieje, czuję jak wpływa
we mnie niespotykana Energia. Robi mi się coraz cieplej i cieplej...
staję się coraz silniejszy i silniejszy... Po chwili jest mi już
gorąco, zbiorniki mam napełnione po brzegi Mocą. Energia zaczyna mnie
parzyć, kipi ze mnie niewyobrażalna Siła... Muszę wracać, dłużej tego
nie wytrzymam, zaraz rozerwie mi kotły... wracam... muszę...
Jestem u siebie w sypialni. Opadam łagodnie niczym puch. Mam
niesamowicie rozgrzane ciało. Na moich oczach ściany, okna, meble i
wszystko dookoła wygina się, puchnie, deformuje jak arkusz pazłotka
rzucony do ogniska. To ja tak odkształcam mój OSPUO, dzieje się
to bezwiednie, samoistnie... Powrót do c.f. trwa jeszcze dobrą
chwilę, muszę najpierw oddać ciepło do otoczenia, wytracić
temperaturę...
Po chwili jestem w c.f., czuję się niesamowicie naenergetyzowany. Jest
3:00 nad ranem. Nie mam nawet najmniejszego zamiaru kłaść się spać. Nie
potrzebuj ę tego. Kipię energią...
Cóż to była za Energia? Zachodziłem w głowę. Czułem się po Niej
jak nowonarodzony, oczyszczony, rześki, świeży... Byłem przesiąknięty
do szpiku mocą i siłą, ale jednocześnie nic chodziłem pobudzony, wręcz
przeciwnie – wyciszony, stonizowany. Idealna równowaga,
harmonia umysłu i ciała...
Teraz za każdym razem, kiedy tylko wylądowałem w OSPUO, natychmiast
prosiłem Niefizycznych Przyjaciół, by mną pokierowali. Ależ
byłem głupi, Monroe wyraźnie o tym pisał! Opowiadał jak diametralnie
zmieniły się Jego doznania poza ciałem, gdy oddał Ster w ręce –
jak On to nazwał? – Inspeków. (ang. inspecs –
skrót od Intelligent Spccies – Istota Rozumna).
Cieszyłem się jak dziecko z nowego odkrycia, nowej Energii napędowej,
jaką stano wili dla mnie Niefizyczni Przyjaciele. Oddawałem się ufnie w
Ich ręce za każdym razem, gdy tylko wyszedłem. Przejmowali ode mnie
Kierownicę i lecieliśmy...
Pamiętając o nowym postanowieniu – oddaniu Steru w ręce
Niefizycznych Przyjaciół, gdy tylko poczułem, że jestem dobrze
dostrojony, szybko w geście ufności klęknąłem na środku pokoju,
rozłożyłem ramiona na bok i zacząłem mówić na głos:
Niefizyczni Przyjaciele! Pokierujcie moją eksterioryzacją!
Klepałem to zupełnie bez opamiętania, nawet nie myślałem, żeby na
chwilę przerwać. Czekałem na efekt. Za dwudziestym, trzydziestym
powtórzeniem, zjawił się... Gigant. Poczułem Jego wibracje z
tyłu za plecami. Natychmiast złapał mnie swoją dużą ręką za tył głowy i
począł pchać do przodu. O cholera! A cóż to za opór
pokonuję! Boże, jak ciężko! Gigant pomaga mi przeć naprzód. Co
chwilę muszę robić przerwę, by złapać oddech. Dostaję za-dyszki, czuję,
jak krew napływa mi do twarzy z wysiłku. Tak ciężko jest pokonać
opór. Wiem, co to! To, NG-C! Dalej Gigancie! Mocno, nie pieprzmy
się z tym gównem! Pozbądźmy się tego świństwa raz na zawsze!
Czuję, że jestem już za półmetkiem, jeszcze tylko parę
metrów do przodu. Co za gęsta struktura! Z tyłu naciągnięta
guma, a z przodu ściana z ciasta... OK, zbliżam się do mety... Hop!
Jestem! Już po wszystkim. Co za lekkość, kolejna Wolność! No tak, już
Go nie ma. Nawet Mu nie podziękowałem...
Za każdym niemal razem powtarzałem tę samą procedurę – gdy tylko
poczułem, że jestem dobrze zakotwiczony w POZA, natychmiast
mówiłem na głos, by mną pokierowano. Jednak po pewnym czasie
stało się coś nieoczekiwanego. Otóż Niefizyczni Przyjaciele
przestali do mnie przychodzić, nie kierowali mną. Mamrotałem jak
pacierz formułkę o przejęciu Steru i nic. Kompletna klapa. Nie pomagały
nawet krzyki, zupełnie jakby Niefizyczni Przyjaciele nagle ogłuchli. Co
jest grane? Obrazili się czy co? Mało tego, czułem się wówczas
tak samotny, że wielokrotnie płakałem, ale i to Ich nie wzruszało.
Tarzałem się po ziemi w OSPUO, biłem pięściami w podłogę –
żadnych reakcji z Ich strony.
Z perspektywy czasu, przyznam szczerze, że zachowywałem się jak
rozhisteryzowany bachor, ale nie mogłem się opanować. Strata, jaką
czułem po odejściu Niefizycznych Przyjaciół, była wprost
przytłaczająca.
W końcu, po pewnym czasie, przeszło mi to całe histeryzowanie i
postanowiłem ruszyć trochę głową. Wiedziałem, że są gdzieś Niefizyczni
Przyjaciele, lecz z niewiadomych mi przyczyn nie ujawniają się. Czułem
intuicyjnie, że tak ma być, iż to kolejna swego rodzaju Lekcja. Ładna
mi Lekcja! Ale, o co w niej chodzi? Co takiego mam robić lub czego nie
robić? Nie wiedziałem.
Dopiero po ładnych paru tygodniach dotarło do mnie, o co chodzi w tej
Nowej Grze. Sprawa była prosta – nauka komunikacji niewerbalnej.
Ignorowali moje mamrotanie, wrzaski i płacz, by mnie w końcu zmotywować
do nauki komunikowania się bez słów. Nieraz człowiek musi dostać
nieźle po tyłku, by ruszyć się do pracy. Ich kilkumiesięczne milczenie
miało też inny cel – szybsze usamodzielnienie mnie. Przecież nie
można chodzić cały czas za rękę. No tak, ale żeby nauczyć się
samodzielności, trzeba się niekiedy nieźle potłuc. Ja potłukłem się i
to zdrowo. Kiedyś mój brat Krzysiek, obecnie żyjący w Innej,
lepszej Rzeczywistości, powiedział mi: – Brejdak! Nie nauczysz
się jeździć motorem, jak porządnie sianie wyłożysz! Święta racja!
Tak więc przeszedłem niezłą szkołę nauki podstaw komunikacji
niewerbalnej. Od tej pory, gdy prosiłem o przejęcie Steru,
mówiłem to bez słów. – Co za sprzeczność,
mówić bez słów? – Dokładnie tak. Żeby opowiedzieć,
w jaki sposób wyglądało przełożenie kilku słów na
komunikat niewerbalny, w tej chwili zużyję na to pół strony, a i
tak będzie to nieprzejrzysty opis:
Staję w lekkim rozkroku na delikatnie ugiętych kolanach. Rozkładam
ramiona na bok i w górę. Odchylam głowę do tyłu i na prawo
– odsłaniam szyję, tętnicę. A teraz najważniejsza część:
wyobrażam sobie, że z tyłu za moimi plecami są ustawione na sztorc
gwoździe lub potłuczone szkło. Odbijam się od podłogi, wyginam w łuk i
kieruję tor ruchu swojego ciała na ostrza. W tym samym momencie wysyłam
sygnał – delikatnie skinąwszy głową, mówię, nie używając
słów: – Teraz, jestem gotów, kierujcie, ufam Warn.
Cała sztuka polega na totalnym oddaniu się Niefizycznym Przyjaciołom,
zaufaniu Im bez cienia wątpliwości. Gdy w Twoim przekazie będzie
chociaż szczypta powątpiewania, bądź pewien, że Nikt się nie zjawi.
Mój przyjaciel Paweł dłuższy czas bał się oddać w ręce swoich
Niefizycznych Przyjaciół. Powiedziałem mu wówczas:
– Co ty Stary! MIŁOŚCI się boisz? Od tej pory wysyła powyższy
komunikat o przejęcie Steru z zaskakującymi wynikami.
Gdy Niefizyczni Przyjaciele przejmują Ster, w pierwszej chwili
ujawniają się w bardzo subtelnej formie, do której należy się
dodatkowo dostroić – rozluźnić się i jeszcze bardziej oddać.
Wówczas forma Energii jaką przyjmą, stanie się bardziej
widoczna, na przykład uścisk dłoni wyraźni ej szy, pchający przeciąg
zamieni się w huragan i rozpocznie się kierownictwo. Niekoniecznie musi
to oznaczać przesuwanie fazy do przodu, może to być Zabieg, Operacja,
Lekcja, Komunikat lub też po prostu okazanie w najczystszej postaci
MIŁOŚCI. Jedno jest pewne, cokolwiek uczynią obserwatorowi, uczynią
sobie. Ja i Oni stanowimy Jedność. Pomagając mi, pomagają sobie.
Tak więc podstawowym czynnikiem jest zaufanie, bez niego nie ma mowy o
przejęciu Steru przez Niefizycznych Przyjaciół. Wyobraź sobie,
że jedziesz przez centrum miasta 100km/h. Tak na marginesie, odradzam
taką jazdę, bo nie tylko siebie ale i kogoś innego można... przefazować
na stałe do PARKU. Oczywiście to był żart. Ale wróćmy. Jedziesz
setką i tuż przed zakrętem oddajesz kierownicą komuś innemu. Czy masz
do niego takie zaufanie? Czy w ogóle znajdziesz taką osobą na
tym świecie? Boja nie! Ale po Drugiej Stronie są takie osoby, to Twoi
Niefizyczni Przyjaciele. Przejmą Kierownicą i zaproszą Cię na
przejażdżką w stroną... Światła.
Pewnego razu postanowiłem przechytrzyć Niefizycznych Przyjaciół,
zepsuć Im zabawą w chowanego. Porwałem się z motyką na słońce. Przyznam
szczerze, że cząsto się tak zachowują, wydaje mi się, że cały świat
zawojują...
Gdy tylko się znalazłem w OSPUO, rozpocząłem nadawanie sygnału o
kierownictwo. Po krótkiej chwili poczułem pchający mnie w plecy
Ciepły Strumień Energii Niefizycznych Przyjaciół. Wzmocniłem Go
– rozluźniłem się i jeszcze bardziej się Mu oddałem. Po chwili
stał się tak silny, że z ledwością mogłem ustać na nogach, ale
pamiętając, co postanowiłem, nie startowałem do Lotu. Błyskawicznie
zmieniłem tok myślenia i postępowania. Zdecydowanym ruchem sięgnąłem
prawą ręką głęboko do tyłu. Natychmiast poczułem wibracje Mężczyzny.
Chwycił mnie za prawicę i zaczął energicznie nią potrząsać. W tym samym
momencie odczułem, jak Kobieta bierze moją lewą rękę w swoje dłonie i
głaszcze. Oboje przemówili bez słów:
Jesteśmy Twoimi Wiernymi Kibicami
Po tej przygodzie przez dłuższy czas sięgałem w głąb Strumienia
Niefizycznych Przyjaciół w nadziei, że uda mi się Ich spotkać,
ale Nikogo nie odnajdywałem. Strumień świecił pustkami. Znów
zaczęli swoją zabawą w chowanego. Kiedy to się skończy?! Tak bardzo
chciałbym się z Nimi spotkać, chociaż z krótką wizytą zagościć w
Ich BAZIE...
Powoli, małymi kroczkami uczyłem dostrajać się do Dalekich
Obszarów. Niefizyczni Przyjaciele wciąż przy mnie byli, służyli
swoją pomocą i wsparciem. Jednak zawsze znajdowali się o krok dalej,
zachęcając mnie w ten sposób do dalszej eksploracji –
przesuwania fazy, jak to Oni powiedzieli... do Środka... Tak bardzo
chciałbym znaleźć Ten Środek, Ich BAZĘ, DOM...
Silna tęsknota za DOMEM towarzyszyła mi od samego początku. Wiedziałem,
że w żadnym wypadku Rzeczywistość Fizyczna nie jest moim miejscem. Tak
samo było z OSPUO, ba nawet z PARKIEM. Nie czułem, że któreś z
tych miejsc jest moim DOMEM, PRAWDZIWYM DOMEM. Traktowałem je jako
lepsze, bądź gorsze miejsca przesiadkowe – przystanki. Nic poza
tym. A wiać gdzie jest moje MIEJSCE? Gdzie GO szukać? Boże, aż się boją
to głośno powiedzieć, ale... zabłądziłem. Nie potrafią odnaleźć drogi
powrotnej, ale wiem doskonale, że mam GDZIEŚ wrócić... Co Ty z
nami wyprawiasz STWÓRCO?!
Za każdym razem, kiedy wychodziłem z c.f. miałem nadzieję, że w końcu
uda mi się odnaleźć DOM, a jeśli nie, to chociaż powiedzieć parę
słów do słuchu Temu, który mnie stworzył, że kompletnie
spa-prał robotę i o wiele lepiej byłoby, gdyby w ogóle mnie nie
powoływał do życia!
Upór
Nie porywaj się z motyką na słońce
Głową muru nie rozbijesz
To walka z wiatrakami
Daje się słyszeć
A ja Ci mówię
Pokonasz słońce gołymi rękami
Przebijesz się przez najtwardszą ścianę
Zwyciężysz z wiatrakami
Bylebyś tylko chciał
I robił to z uporem
Kropla drąży kamień nie siłą
Lecz częstym spadaniem
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL