XV DALEKA ESKAPADA
Dostrojenie się do Dalekich Obszarów – przesuwanie fazy do
Środka – trwało i nadal trwa. Szczerze, jest to ciężka
harówka. Każdy centymetr przesunięcia świadomości w stronę DOMU
okupiony jest dziesiątkami prób. Przynajmniej tak jest w moim
przypadku. Wcale nie jest to takie proste, jak pisał Monroe, że opuścił
drugie ciało i znalazł się – jak On to określił? – na
zewnętrznym pierścieniu. Ze mną było inaczej. Setki razy podczas Lotu z
Niefizycznymi Przyjaciółmi odstrajałem się, po prostu zaczynałem
znikać Im z Holu. Nie było to związane z przechwytywaniem mnie przez
Systemy Przekonań czy też z lękiem. Absolutnie! Cała sprawa leżała w
umiejętnym dostrajaniu się, chwytaniu odpowiedniej częstotliwości
danego Obszaru i utrzymywanie się w Nim. Nic poza tym. Aby się tego
nauczyć, potrzebowałem mnóstwa czasu, a dokładnie blisko tysiąca
wyjść i powiem tyle, że nadal jestem zielony. Gdyby nic mój
upór graniczący z obsesją, byłyby z tego nici. A i jeszcze
jedno, jak już jesteśmy przy autorze Trylogii. Absolutnie nie chcę
podważyć Jego autorytetu, to co ten człowiek dla mnie zrobił, jest
niewspółmierne do czegokolwiek. Kocham Go, mimo, że na oczy nie
widziałem Jego twarzy. Otóż chcę coś sprostować. Monroe
pisał, że pobyt w obrębie Dalekich Obszarów i poza Nimi,
drastycznie ogranicza możliwość powrotu do c.f.; Focus 28 “Poza
nie tylko czasoprzestrzenią, ale także ludzką myślą. Przebywanie na tym
poziomie lub dalszych ogranicza drastycznie możliwość powrotu do
fizycznego ciała ludzkiego." [zob. R. Monroe, Najdalsza Podróż,
Bydgoszcz 1996, s. 299] Żeby było jasne, nic chodzi tu o śmierć ciała
fizycznego. Zupełnie o coś innego...
Znajduję się w piwnicy o wysokim stropie. Ogarnia mnie seksualna żądza.
Wiele się nie zastanawiając, wyciągam członka i zaczynam się
masturbować. Ledwo zaczynam to robić, gdy nagle odzyskuję świadomość. A
więc Lekcja pod windą przyniosła efekt, zaprogramowałem się, a ściślej
to Ich zasługa. OK, do roboty! Pamiętając ostatnią Lekcję, w
której zakomunikowano mi, że aby przesunąć fazę bliżej Środka,
nie jest konieczny Lot na Horyzont, iż istnieje droga na skróty
– Białe Światło, które może występować na każdej
częstotliwości OSPUO, rozglądam się po piwnicy – w poszukiwaniu
Go. Nie trwa to długo. Wysoko na suficie zauważam Białą, Okrągłą Łunę
Światła. Wpatruję się w Nią i kieruję w Jej stronę. Ku mojemu
zaskoczeniu Światło przygasa. Co jest grane! Intuicyjnie czuję, że
takie moje zachowanie jest niewłaściwe – kierowanie się do
Światła w sensie ruchu jest złym sposobem na dostrojenie się do Niego.
Odruchowo cofam się, opuszczam głowę, ale nie tracę Łuny z zasięgu
wzroku, następnie swoją częstotliwość – wibracje – moduluję
do częstotliwości Światła. Przynosi to zaskakujące efekty. Momentalnie
Łuna Świetlna powiększa się i zaczyna mnie pochłaniać. By utwierdzić
się w nowym odkryciu, przerywam doświadczenie i używam starej metody
– spoglądam prosto na Energię i płynę w Jej stronę. Łuna
natychmiast przygasa. Szybko opuszczam głowę, maksymalnie się
rozluźniam i moduluję swoje wibracje. Światło błyskawicznie wypełnia
pół sufitu, a następnie zaczyna mnie pochłaniać. Podniecony
nowym odkryciem z radością Mu się oddaję. Po chwili jestem cały skąpany
w Białej Energii. Przesuwam fazę dalej – jeszcze bardziej się
rozluźniam, oddaję, swoje wibracje dostrajam do wyższej częstotliwości.
Przychodzi to łatwo, skądś pamiętam, jak to się robi. Jest mi coraz
cieplej. Uczucie ciepła narasta, po chwili staje się gorącem nie do
wytrzymania. WW oznajmia, że faza przesunięta jest bardzo daleko od
c.f., że właśnie biję swój rekord, jeszcze nigdy nie byłem tak
daleko od Rzeczywistości Fizycznej... W końcu mi się uda...! Znajdę się
wreszcie w DOMU! Przesuwam fazę dalej. Kolejne rozluźnienie i
wyostrzenie wibracji. O cholera! Jak gorąco! Tonę w ulewach parzącej
Energii. Fale ciepła przeszywają moje ciało. Ciało? Spoglądam na ręce.
Nie ma, znikły, nie widzę ich! Odczuwam, że posiadam niefizyczne ciało,
ale go nie dostrzegam. To dobry znak! Przez cały czas przesuwanie fazy
odbywa się bez jakiegokolwiek ruchu. Czuję, jak cały się pocę, krople
potu ciurkiem spływają mi po twarzy. Odnoszę wrażenie, jakbym zbliżał
się w stronę wnętrza wulkanu, rozgrzanej do białości magmy...
Nagle... A cóż to! Faza gwałtownie cofnęła się! Czuję, że
ponownie wchodzę w częstotliwość OSPUO. Szybko, z powrotem! Nie chcę
wracać! Próbuję za wszelką cenę dostać się do wnętrza Magmy, ale
nie mogę. Owszem wciąż jest mi ciepło, ale już nie gorąco. W W wyraźnie
wskazuje na spłycenie fazy. No nie! To ta pieprzona Cofka – SSC!
Czyja się tego świństwa kiedyś w końcu pozbędę?! Cofka przyjmuje
wyrafinowaną postać. Czuję w ręce... długopis, ten sam, którym
prowadzę dziennik, ponadto ma formę rozciągniętych za plecami szelek.
Na szczęście napięcie NG-C jest mizerne, z łatwością obrywam skrawki
gumy. Gorzej jest z długopisem, nie mogę go odkleić od ręki. Jest,
udało się! Ze złością ciskam go od siebie. Słyszę jak upada na betonową
posadzkę, turla się po niej, teraz stacza się ze schodów... A
niech to! Ono chce mnie rozproszyć! Co za draństwo...! Po długiej walce
z SŚC ląduję w OSPUO – przegrałem...
Mam mnóstwo czasu. Jednak wiem, że start w stronę Dalekich
Obszarów dzisiaj się już nie powiedzie. Trudno, rozerwę się w
OSPUO. Stoję na wysokiej Skarpie. Przypominam sobie, że bardzo często
Skarpa, Wzniesienie jest granicą między częstotliwościami. Gdy
opuszczam OSPUO lub do Niego wracam, napotykam nagminnie na coś w
rodzaju Uskoku.
Pode mną rozciąga się cudowny widok. To nie jest moja robota! Ja nie
stworzyłem tego OSPUO! Przypomina to Manhattan nocą w samym środku
lasu. Piękne drapacze chmur spowite w granatowo – niebieskiej
mgle. W oddali księżyc w pełni, różnobarwny horyzont... Uderza
mnie niesamowita realność i autonomiczność tego miejsca. Najwyraźniej
to czyjeś przedłużenie PARKU... Odbijam się od Skarpy i lecę w stronę
miasta. Może kogoś spotkam i czegoś więcej się dowiem? Rozkładam
ramiona na bok i sunę na czymś, co przypomina deskę snowboardową.
Zbliżam się do okien jednego z największych wieżowców. Widzę w
środku człowieka siedzącego za biurkiem i pracującego na komputerze.
Trochę głupio jest mi go nagabywać. O co się zapytam? O pogodę, jak ma
na imię? Nie wiem, co mam robić. Chyba poproszę o kierownictwo
Niefizycznych Przyjaciół. Ledwie kończę tę myśl, a już znam
odpowiedź, co takiego mam w tej chwili zrobić. Komunikat podany jest w
formie niewerbalnej:
Wróć natychmiast do ciała
Słyszę gdzieś w dole uporczywy terkot budzika. Na pewno muszę wracać? Chciałbym sobie jeszcze trochę polatać...
Obudź ciało
wyraźnie powtarzają Niefizyczni Przyjaciele. Skoro tak, Oni wiedzą
lepiej. Zniżam Lot i nakierowuję się na dzwoniący budzik. Jestem już na
dole. Widzę stragan z soczystymi owocami, sprzedaje je atrakcyjna
brunetka w stroju fitnes. A może by tak małe co nieco?
Darek Do ciała
ponaglają Niefizyczni Przyjaciele. OK, już idę...już idę... Po chwili dodają:
To co za chwilę spotkasz może się wydać
W pierwszej chwili straszne
Ale wiedz że takim nie jest
Jest to zwykła Energia
Poradzisz sobie z Nią z łatwością
Cały czas będziemy przy Tobie
Jakby co pomożemy
Pamiętaj nic nie jest w stanie
Wyrządzić Ci najmniejszej krzywdy
Powodzenia
Cokolwiek miało to oznaczać, nie brzmiało zbyt zachęcająco...
Gwałtownie ląduję w OP. Błyskawicznie czuję, jak Coś lub Ktoś mnie
atakuje. O kurwa! To mnie dusi! Ze wszystkich stron widzę i czuję
szerokie, czarne, gumowe pasy. Lepią się do mnie, oplatają mi nogi,
tułów, ciskają się do oczu, dławią gardło. Po chwili jestem
zupełnie unieruchomiony. Czuję się jak mumia. Och! Już wiem, co to
takiego! Faktycznie, niepotrzebnie się tego wystraszyłem. Rozpoznaję!
To przecież najzwyklejsze NG~C! Silnym, zdecydowanym szarpnięciem
wyłaniam z Czarnego Ciasta, prawe, a następnie lewe ramię. Sięgam
rękami pod szyję i rozciągam NG-C niczym obcisły golf. Teraz lepiej,
już się nie duszę. Nie jest mi już tak... duszno. No właśnie, jest mi
strasznie gorąco, dopiero teraz to zauważyłem. To dlatego nie mogłem
złapać tchu. Byłem naenergetyzowany Białą Magmą a teraz gwałtownie, bez
wcześniejszego oddania ciepła, chciałem wrócić do c.f. Zrywam z
całego niefizycznego ciała czarne, lepkie NG-C. Czuję, jak pokój
wypełnia Gorąca Energia, którą oddaję z siebie. Budzik –
sygnał Niefizycznych Przyjaciół – wciąż dzwoni, ale ja
jeszcze nie mogę wrócić do c.f., muszę najpierw oddać Ciepło,
wytracić temperaturę, nie ma innego wyjścia. Siedzę w kuckach cały
mokry od potu i głośno dyszę. Ściany sypialni pomarszczone są jak
pazłotko, wyginają się i faluj ą. Budzik bez przerwy terkocze. Nagle do
pokoju wchodzi żona z dzieckiem, mówiąc: – Darek! Co ty
takiego robisz?! Całe mieszkanie się trzęsie. My chcemy spać! Widząc,
że to atrapy, staram się je zignorować. By sobie to ułatwić, zaczynam
jeszcze głośniej dyszeć i ostentacyjnie wycieram ręką pot z czoła. To
dodaje mi animuszu. Projekcje znikają.
Wytracanie temperatury trwa już wieczność...
Koniecznie wróć do ciała
wciąż ponaglają Niefizyczni Przyjaciele. Boże! Jak ciężko wrócić
do ciała! Więc to miał na myśli Mon-roe... Pokonując silny opór,
toczę się w stronę c.f. Jeden obrót... drugi... A może się
trochę zdrzemnąć i odpocząć?
Obudź się fizycznie
Studiuj to czego przed chwilą doświadczyłeś
To ważne
OK... trzeci obrót... Powoli czuję, jak wnikam w c.f. Włączają
się kolejno zmysły: pierwszy słuch – słyszę jak spokojnie,
miarowo bije serce, gwiżdże wydychane w gardle powietrze. Teraz czucie
– czuję jak przy każdym oddechu unosi się i opada klatka
piersiowa, a głowa spoczywa na poduszce. Jeszcze nie mam władzy w
kończynach. Dopiero po dobrej chwili mogę ruszyć ręką.
Otwieram oczy, rozglądam się po sypialni, by upewnić się, czy aby na
pewno trafiłem do Rzeczywistości Fizycznej. Macam się po ciele. Ma się
dobrze, jestem wdobrej formie. Biorę dyktafon i zdaję relację. Wszystko
dokładnie pamiętam.
Tęsknota
Jak czujesz się w listopadowy niedzielny wieczór
Kiedy za oknem pada deszcz wieje wiatr
Gdy odwiedzasz groby zmarłych
Kończą się wakacje
Odjeżdża pociąg z przyjaciółmi
Spójrz wysoko w Niebo
Tam jest Twój DOM
To za Nim tak tęsknisz
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL