III
PIERWSZE WYJŚCIA
Po paru tygodniach, gdy doszedłem do siebie i jakoś uporządkowałem
sobie w głowie, zacząłem wysyłać sygnał z prośbą o wyciągnięcie mnie z
ciała. Z obsesją powtarzałem przełożoną na język niewerbalny afirmację
według wskazań Roberta Monroe: Jestem czymś więcej niż tylko ciałem
fizycznym...
Nie wiedząc, co mnie może czekać, na jakie siły niefizyczne mogą
trafić, na wszelki wypadek trochę zmodyfikowałem afirmację. Jak
później się okazało, moje obawy były zupełnie bezpodstawne.
Wysyłany sygnał brzmiał mniej więcej tak, mniej więcej, gdyż często coś
w nim zmieniałem, nic klepałem go jak wiersza, lecz mówiłem od
serca:
Pragnę Miłości Wolności Prawdy Rozwoju
Chcę wrócić do DOMU
Pomóżcie mi Przyjaciele
Wy Kochający mnie
Bardziej rozwinięci
Wyciągnijcie mnie z ciała
Wypowiadając te słowa, wyciągałem dodatkowo ramiona w górę w
geście przyjaźni, pojednania, ufności, oddania... Gdy sytuacja nie
pozwalała na taki fizyczny gest, to po prostu wyobrażałem sobie, że to
wykonuję. Często podczas wysyłania Sygnału łzy same cisnęły mi się do
oczu. Tak bardzo pragnąłem wyjść z ciała, doświadczyć spotkania z
Przyjaciółmi, wrócić do DOMU...
Przyznam szczerze, że bałem się i to jak cholera. Nieznanego, tego co
zobaczę, że nie wrócę do ciała, zwariuję, nic poradzę sobie z
zachodzącymi zmianami w świadomości. Bałem się nowego środowiska, że
nie będę miał kontroli nad nowym zjawiskiem. Lękałem się
również, może to się wydać dla niektórych śmieszne
– szatana, że porwie moją duszę do piekła. Bałem się
również Jezusa, spotkania z nim, iż nic jestem jego godny, że
czynię jakieś świętokradztwo. W mojej głowie była cała kopalnia
uświadomionych i bliżej nieuświadomionych lęków. Jednak
pragnienie wyjścia było silniejsze niż lęki.
Mijały dni, tygodnie, miesiące... Były to najdłuższe chwile w moim
życiu. Czekałem z niecierpliwością na spotkanie, na cokolwiek, byleby
zaczęło się coś dziać. Nie mogłem się doczekać wyjścia. Myślałem, że
coś jest ze mną nic tak. Może jestem jeszcze niegotowy? Niegodny?
Często, gdy nikt nie widział płakałem, błagałem, kląłem... Niekiedy
myślałem o samobójstwie. To bym się dopiero dostroił konkretnie,
wyszedłbym z ciała na zawsze!
Pewnego wieczoru usiadłem w fotelu i zacząłem się modlić do Boga, do
Przyjaciół Niefizycznych, prosząc Ich o wsparcie, bym wytrwał w
tym, co sobie postanowiłem. Bym nie wątpił, lecz walczył. Pomyślałem
sobie, że pomoże mi, gdy coś zobaczę, na przykład aurę. Zacząłem więc
prosić Ich o to, że chcę zobaczyć swoją astralną po włókę, że to
umocni moją wiarę w istnienie Drugiego Świata. Siedziałem w fotelu,
błagając o wysłuchanie. Łzy napływały mi do oczu. Nagle zauważyłem, jak
z kciuka prawej ręki wydobywa się coś na kształt denaturowego
płomienia. Po chwili cała ręka i ramię były spowite w tej dziwnej
niebieskawo-szarej mgiełce. W pierwszej chwili przestraszyłem się, a
następnie z radości wybuchnąłem płaczem. – Dziękuję, dziękuję
Warn! – Powtarzałem. Co to było za wsparcie z Ich strony... Teraz
miałem jeszcze większą motywację, by wyjść i byłem uzbrojony w
cierpliwość, jakże mi wówczas potrzebną.
Co pewien czas, kilka razy dziennie, widziałem również
rozbłyskiwania. Biało – niebieskawe punkciki świetlne w
odległości około metra od moich oczu. Gdy się w nie wpatrywałem,
znikały. Raz były malutkie jak ziarenka maku, niekiedy całkiem pokaźne,
osiągały wielkość zbliżoną do jednogroszówki.
Po pewnym czasie zrozumiałem, że to ja sam emituję te rozbłyski i są
one niczym innym jak tylko moimi myślami. Nazwałem je myślo-emocjami,
gdyż zauważyłem prostą zależność. Im silniej o czymś myślałem i
towarzyszyły temu duże emocje, wówczas rozbłyski stawały się
większe. I odwrotnie. Im myśli towarzyszyła słabsza emocja, rozbłysk
był mniejszy. Zrozumiałem, że myśli i emocje są ze sobą nierozerwalne,
tworzą całość. Zatem myślenie bez emocji nie istnieje.
Rozbłyskiwania widziałem również u innych ludzi.
Niektórzy z nich na przykład podczas silnego stresu emitowali
całe chmary myślo-emocji, pobłyskujących dookoła ich głów. Może
stąd się wzięło powiedzenie, że ktoś błyska piorunami?
W słonecznym świetle, gdy rozluźniłem wzrok i patrzyłem przed siebie ot
tak, od niechcenia, zauważyłem, że ludzkie głowy dymią specyficzną
energią.
Te i inne wrażenia wzrokowe pomagały mi zachować silną motywację, by
wyjść z ciała. Już wiedziałem, a nie tylko wierzyłem, że istnieje coś
więcej aniżeli Świat Fizyczny. Cierpliwie czekałem i nie traciłem
nadziei. Opłacało się. Wreszcie dostałem to, czego chciałem.
Po około siedmiu miesiącach długich oczekiwań zaczęło się. Przychodzili
najczęściej nad ranem, gdy płytko spałem. Wówczas czułem Ich
Dłonie łagodnie spoczywające na moim ciele. Chwytali mnie za
nadgarstki, ścięgna Achillesa, pchali od tyłu cisnąc w plecy. Raz było
Ich kilkoro, a niekiedy Jeden. Wykazywali wręcz anielską cierpliwość
dla moich oporów. Przychodzili, gdy tylko nadarzyła się okazja i
centymetr po centymetrze wyciągali mnie z ciała.
Krok po kroku pokonywałem zakorzenione we mnie lęki.
Leżę w swoim pokoju na materacu. Na lewej dłoni czuję spoczywającą
czyjąś dłoń. Odczucie narasta. Tak, to jest Kobieca Dłoń. Nie tylko
Dłoń, ale i cała Osoba. Wyraźnie czuję, że tam Ktoś jest. W momencie,
kiedy to sobie uświadamiam, Kobieta zaczyna delikatnie mnie głaskać po
wewnętrznej stronie dłoni. Czuję bijącą od Niej Miłość, przyjaźń,
opiekę... Zaraz, zaraz, to niemożliwe! Ledwo kończę tę myśl, a tu za
prawą rękę Ktoś mnie chwyta. Ponownie odczucie narasta i uścisk staje
się coraz bardziej wyraźny. To Mężczyzna! Kobieta w tym czasie nie
przestaj e głaskać. Co jest grane?! Boże! Boże! Przyszli! Przyszli!
Wysłuchali mnie! W tym samym momencie Mężczyzna ściska mocniej prawicę
i energicznie potrząsa nią kilka razy. Zupełnie jak na przywitanie.
Kobieta zaś pieści dynamiczniej. Czuję, jak bije od Nich Ciepło. Robi
mi się coraz przyjemniej, spokojniej, radośniej... Przez obydwa ramiona
wpływa do mojego wnętrza Energia. Rozpoznaję Ją natychmiast, to MIŁOŚĆ,
Najczystsza MIŁOŚĆ. Absorbuję Ją, chłonę jak gąbka! Jestem taki Jej
głodny, spragniony! Boże, co za MIŁOŚĆ, WOLNOŚĆ...! Za chwilę
eksploduję ze szczęścia. Nie jestem w stanie pomieścić tyle Tej
Energii. Już zaczynam się trząść. Mam oczy pełne łez. Teraz rozumiem,
dlaczego na naszym świecie nie ma Takiej Miłości.
Po prostu my ludzie nie potrafilibyśmy Jej znieść. Ze szczęścia
rozkleilibyśmy się na dobre. Niczego nie moglibyśmy robić,
oprócz trwania w ekstazie. Żadnego nie byłoby z nas pożytku.
Ogarnia mnie potężne uczucie WOLNOŚCI... Co za nieskończenie WIELKA
WOLNOŚĆ? Nagle w samym środku głowy słyszę nałożony na siebie Kobiecy i
Męski Głos. Wyraźnie mogę Je oddzielić, lecz mimo to Głosy stanowią
Jedność. Boże, to wiersz! Oni mówią do mnie wierszem! Łzy
spływają mi po policzkach ze szczęścia. Przekaz jest podawany w formie
transu. Każde słowo powtarzane jest od trzech do pięciu razy z
narastającym natężeniem. Cała treść przekazu również narasta i
ma swoją kulminację:
wolności... Wolności... WOLNOŚCI...
doświadczasz... Doświadczasz... DOŚWIADCZASZ...
całości... Całości... CAŁOŚCI...
skrawka... Skrawka... SKRAWKA...
cień... Cień... CIEŃ...
Kompletnie osłupiały wysłuchuję przekazu. Gdy pada ostatnie słowo
wybucham niekontrolowanym płaczem. Cały się trzęsę, dygoczę ze
szczęścia. A więc będę... wolny... Wolny... WOLNY...!
Często po powrocie z tego typu wypraw, doznawałem specyficznego stanu
umysłu. Towarzyszył mi niekiedy przez cały dzień. Czułem w sobie
energię, ale nie powodowała ona nadpobudliwości. Jednocześnie
odczuwałem spokój i wyciszenie, ale bez apatii i senności.
Specyficzna równowaga, harmonia. Nie trwało to jednak wiecznie,
pewne czynniki burzyły ten stan. Starałem sieje eliminować, by
móc dłużej pozostawać w tym cudownym klimacie. Zauważyłem, że
narkotyki wcale nie pomagają, wręcz odwrotnie. To samo było z
alkoholem, ba, nawet z kofeiną. Dałem sobie również
spokój z przejadaniem się przed snem. Do innych czynników
należały określone emocje. Powstawały w moim umyśle na skutek
kontaktów z ludźmi, którzy wciągali mnie w swoje gry,
rozgrywki emocjonalno-myślowe. Ludzi, którzy indukowali we mnie
negatywne emocje określiłem mianem kąsających i starałem się unikać
kontaktów z nimi. Wybierałem ucieczkę, gdyż nie umiałem się
przed nimi bronić.
Powoli, krok po kroku, a był to bardzo bolesny proces, uczyłem się
obrony przed kąsającymi ludźmi. Jak ignorować ich zaproszenia do
emocjonalno--myślowych gier, które mi nie odpowiadają lub też w
jaki sposób się od nich uwolnić, odciąć, gdy się już wplączę.
Zauważyłem, że ludzie w nie grają zupełnie nieświadomie, zatracają się
w nich bez opamiętania, rozpraszają w ten sposób potężne ilości
energii i przy okazji krzywdzą innych.
Nauka obrony przed kąsającymi sprawia niekiedy wielki ból... Tak bardzo trudno jest ich pokochać...
Pragnąłem nauczyć się samodzielnie wychodzić z ciała, kontrolować
proces eksterioryzacji. Skrzętnie notowałem w dzienniku nie tylko
doświadczenia ze Świata Niefizycznego, ale również z otaczającej
mnie Rzeczywistości Fizycznej. Następnie analizowałem, co może mieć
wpływ na lepsze dostrojenie, a czego należy się wystrzegać. Zapisywałem
to, co jadłem, ile i o jakiej porze, godziny snu, wykonywanie ciężkich
prac fizycznych, czy też tylko intelektualnych. Ba, notowałem nawet ile
czasu danego dnia spędzałem przed telewizorem i jakiego rodzaju filmy
oglądałem. Na marginesie mogę potwierdzić to, co mówią od lat
psychologowie: ruchome obrazy w TV, bądź na ekranie komputera
faktycznie zabijają wyobraźnię. Ta ostatnia jest bezcennym narzędziem
eksterioryzacji. We wszystkim należało zachować umiar.
Bacznie obserwując swój stan psychofizyczny, doszedłem do
pewnych konkluzji. Wiedziałem, co mi ułatwia, a co utrudnia OBE (ang.
out ofthe body experience – doznania poza ciałem). Można to
określić w jednym zdaniu. Otóż należało mieć ciało zmęczone,
umysł rozbudzony, skoncentrowany i jednocześnie wyciszony. Niebagatelną
rolę odgrywała odwaga. Nie zuchwałość, ale specyficzna pewność siebie,
wiara, iż się tego dokona, że się opuści ciało. Pragnienie wyjścia było
czynnikiem nadrzędnym. Bez mego nie było mowy o dostrojeniu. No tak,
gdyby to było takie proste. Ale jak uzyskać za każdym razem tak
wymagający stan umysłu i ciała? O stałym schemacie postępowania nie
było mowy. Można zapomnieć o rutynie. Wychodzenie z ciała to nie praca
przy taśmie fabrycznej. Wszystko podlega nieustającym zmianom.
Zarówno we mnie jak i na zewnątrz. Niczego nie można było się
uchwycić, nic nie było pewne. Moja świadomość przypomina plac budowy,
który jest w ciągłej modernizacji, kocioł, w którym wrze
proces nieustających zmian. Tak więc, ostatecznie zdałem się na
intuicję. Po prostu instynktownie wiedziałem, jakie czynniki ułatwiają,
a które utrudniają wyjście.
Gdy stawiałem pierwsze kroki w obcym środowisku, Niefizyczni
Przyjaciele okazywali zdumiewającą cierpliwość. Otaczali mnie
niespotykaną aurą Miłości. Wspierali moje wysiłki na każdym kroku.
Podczas wyciągania mnie z ciała, odnosiłem wrażenie pełnej kontroli nad
tym, co robią. Gdy poczułem jakąkolwiek obawę, a były one zupełnie
bezpodstawne, wówczas mówiłem “stop". Oni wtedy
przerywali wyciąganie, dając mi odsapnąć i przyzwyczaić się do
zachodzących zmian.
Człowiek, kiedy uczy się chodzić, potrzebuje pomocnych dłoni swoich
rodziców. Lecz po pewnym czasie, gdy już sienie przewraca, pomoc
ta jest zbyteczna. Owszem, dalej otrzymuje opiekę od rodziców,
ale w taki sposób, by stać się jak najszybciej samodzielnym. Tak
też było ze mną. Po pewnym czasie musiałem sam nauczyć się wychodzić z
ciała, opracować swoją metodę. Niefizyczni Przyjaciele, owszem byli,
ale zawsze o krok dalej, zachęcając mnie w ten sposób do dalszej
eksploracji. Po pewnym czasie już Ich nie spotykałem w nazwanym przez
siebie Obszarze Przycielesnym (OP). Na początku było mi smutno z tego
powodu, ale wiedziałem, że tak musi być, że to jedyny sposób na
samodzielność. Wielokrotnie Ich przywoływałem, w nadziei, że się
pojawią, ale Oni się nie zjawiali. Przyznam szczerze, że kiepski był ze
mnie uczeń. Proces nauki samodzielnego wychodzenia, trwał dobrych parę
miesięcy, a ściślej pochłonął kilkadziesiąt dostrojeń.
W początkowym okresie nauki OBE miałem problem z dobrym dostrojeniem.
Niefizyczne zmysły nie pracowały należycie. Często widziałem tylko w
odcieniach czerni i bieli, obraz był zamazany, podobny do tego, gdy
otworzy się oczy pod wodą. Niekiedy niefizyczne powieki były bardzo
ciężkie i nie mogłem ich do końca unieść. Widziałem jedynie przez
niewielkie szparki. Bywało też tak, że dostrzegałem dwa światy naraz.
Prawym, uchylonym okiem fizycznym widziałem Rzeczywistość Fizyczną, a
lewym Niefizyczny Świat (NŚ). Poruszałem się w dziwacznych,
poskręcanych pozycjach, w obcym, zniedołężniałym, kalekim ciele. Jednak
największy kłopot sprawiało pokonywanie czegoś, co ochrzciłem mianem
Naelektryzowanego Gumo-Ciasta (NG-C). Pragnę tu dodać, iż nazywanie
obcych zjawisk miało dla mnie niebagatelne znaczenie. Dawało mi pewność
siebie, uspokajało poznawczy umysł, który za wszelką cenę chciał
wszystko pojąć. Tak więc NG-C było specyficznym rodzajem Energii,
która otaczała OP. Za każdym razem miała Ona inne natężenie,
konsystencję, lepkość, ciągliwość. Próby Jej pokonywania można
porównać do chęci wstania z pozycji leżącej, gdy jest się
zalanym grubą warstwą surowego drożdżowego ciasta, pełno w nim
pęcherzyków, które cicho strzelają, gdy się pokonuje jego
opór, przechodzi przez nie. Analogicznie było z przedzieraniem
się przez NG-C.
Spotykałem też inne zjawiska – Energie. Pochodną NG-C był
Strumień Ściągający do Ciała (SŚC), tak zwana Cofka. SŚC najczęściej
pojawiał się w najmniej oczekiwanym momencie. Przyjmował formę silnego
podmuchu, kolein wymuszających zmianę toru ruchu, wodnego prądu,
stromego zbocza, zjeżdżalni, śliskiego lodu, itp.
Wszystkie odmiany SŚC miały jeden cel – cofnąć mnie jak
najszybciej do ciała. Cofka była po prostu naciągniętym i przyczepionym
do pleców NG-C, z początkowym przyczepem w ciele fizycznym
(c.f.). Oto kilka przykładów zmagania się z tymi Energiami:
Próbuję wstać. Nie mogę. Znów ten opór! Agresywnie
prę w przód. Powoli przedzieram się przez konsystencję czegoś
bliżej nieokreślonego. Co pewien czas to strzela i pyka. Czuję, że
staje się to coraz rzadsze. OK. Udało się. Nie! Mam coś jeszcze
przyczepione do pleców, skrawki naciągniętej gumy! Obracam się
dookoła własnej osi, nie przerywając parcia w przód. Po chwili
to coś staje się cienkie jak lina, którą gwałtownie obrywam.
Jestem wolny! (...)
Coś przyczepiło mi się do potylicy! W odczuciu przypomina długą
mikołajową czapę. Cholera, jak mnie to ciągnie do tyłu, wykręca mi
głowę na bok! Co to takiego!? Chwytam to i zrywam z głowy. OK. Pozbyłem
się tego! (...)
Wychodzę przez okno. Lecę, podziwiając piękny widok. Nagle, zupełnie
się nie spodziewając, uderza mnie z prawej strony potężny podmuch. Nie
sposób go pokonać. Nie mam wyjścia, muszę podążać w wyznaczonym
przez niego kierunku. Ciekawe gdzie mnie zaprowadzi? Po chwili jestem w
ciele. (...)
Idę przez piękny las. Świeci słońce. Czuj ę zapach ściółki
leśnej. Słyszę śpiew ptaków. Jest cudownie. Nagle stawianie
kroków staje się coraz cięższe i cięższe. Wymaga potwornego
wysiłku. Obraz rozpływa się, a ja ląduję w ciele. (...)
Jestem u siebie na osiedlu. Spaceruję. Podziwiam piękne, trochę
surrealistyczne widoki. W oddali na horyzoncie widzę wielką, niebieską
latarkę. To moja ulubiona latarka, bawiłem się nią jak byłem dzieckiem!
W pewnej chwili chodnik, po którym idę zaczyna sunąć do przodu
niczym wartki strumień. O kurczę! Co tu robić!? Nie chcę wracać jeszcze
do ciała! Zbliżam się do słupa oświetleniowego. Wskakuję na niego,
obejmuję go rękami i nogami, trzymam się z całych sił. Słup zaczyna się
wyginać, w końcu przewraca się. Nie poddam się tak łatwo! Sunąc na
brzuchu ostatkiem sił, czepiam się krawędzi płyt chodnikowych, ale i to
nie pomaga. Płyty wylatują z ziemi. Nieuchronnie zbliżam się do
przełączenia na ziemskie zmysły. Trzymam w ręku wyrwaną płytę i
szlocham jak dziecko. Nagle słyszę w głowie Głos. Rozpoznaję Go
natychmiast, to Przyjaciele:
Stary za daleko zeszliśmy od Środka
oznajmia Młodzieńczy Głos. Od Środka?! Jakiego Środka? To Środek nie
jest w moim ciele fizycznym tylko gdzieś na zewnątrz? Całkiem zbiło
mnie to z tropu. Zapomniałem o targanej przez siebie płycie
chodnikowej, która niepostrzeżenie znikła z rąk.
Powtórzyłem pytanie, lecz Oni milczeli...
Nie sposób było pokonać Energię NG-C i SŚC. Wielokrotnie
rozważałem, co to takiego. Pierwsza myśl, która przychodziła mi
do głowy – to po prostu lęki, które tu w POZA przyjmują
takie, a nie inne formy.
Mijały kolejne miesiące, nabierałem doświadczenia, nie bałem się
przebywania w Niefizycznym Świecie. Coraz lepiej widziałem, słyszałem,
czułem nawet smak. Ba, w końcu nadszedł czas, kiedy na dobre
zadomowiłem się w POZA. Niefizyczna Rzeczywistość stała się moim drugim
domem. Lecz o dziwo SŚC wciąż występował. Owszem, miał coraz mniejsze
natężenie, pojawiał się również w wiąkszej odległości od c.f.,
ale wciąż był. Już nie wnikałem, co to takiego. Zaakceptowałem jego
występowanie i cholerną upierdliwość. Niekiedy przemieszczałem się
przez Tunel. Była to cylindryczna forma, śliska, gładka rura. Wpadałem
w nią i pędziłem z potężną prędkością w dół, w górą, bądź
też w bok. Towarzyszył mi ogłuszający dźwięk elektrycznych
dzwonków, na twarzy czułem pad powietrza. Nic wielkiego, a bałem
się tego jak nie wiem co. A to wszystko za sprawą filmów i
głupawych książek karmiących się ludzką sensacją.
Wielokrotnie leżąc w OP, miałem wizje. Obraz widziałem w okrągłej,
prostokątnej, kwadratowej, bądź też trójkątnej ramie otoczonej
jasną mgiełką. Gdy wpatrywałem się w niego, rama się powiększała, a ja
tym samym wpływałem do środka, do Świata, który przed
chwilą obserwowałem. Wkrótce miałem się dowiedzieć, co to był za Świat.
Oprócz Piotrka, mojego kolegi z dzieciństwa oraz najbliższego
przyjaciela Pawła, nikomu nie mówiłem o swoich doznaniach.
Jednak pewnej niedzieli, będąc u mamy na obiedzie, postanowiłem
przerwać swoje milczenie i podzielić się z najbliższą rodziną moimi
doświadczeniami. Opowiedziałem o wszystkim żonie, matce i babci. I to
był błąd. Żona gwałtownie straciła poczucie bezpieczeństwa, wpadła w
histerią. Babcia lamentowała, że ci moi niby Przyjaciele, to nie kto
inny, lecz sami wysłannicy szatana, którzy chcą mnie porwać do
piekła. Na nic się zdało tłumaczenie, że Oni mnie kochają jak nikt
przedtem na świecie. Babcia uparcie twierdziła, że to diabły. Poprosiła
mnie żebym więcej tego nie robił, odmawiał różaniec i chodził do
kościoła. Nic innego mi nie pozostawało, jak tylko jej
współczuć. Z ich trojga moje zwierzenia najlepiej przyjęła
matka. Powiedziała, że kiedyś o tym czytała i z pewnością nie jest to
szatan, lecz Matka Boska lub któryś ze świętych. Jezus, raczej
nie – twierdziła – gdyż człowiek nie jest godny spotkania z
nim.
Dostałem konkretną nauczką. Od tej pory trzymałem gębą na kłódkę.
Piotrek wyjechał z miasta, nie utrzymywałem już z nim bliskich
kontaktów. Zwierzałem się jedynie Pawłowi. Często
przesiadywaliśmy i rozmawialiśmy o OBE. A ściślej to ja nawijałem, on
tylko słuchał. Interesowało go to, lecz był zatwardziałym sceptykiem. Z
wielkim dystansem podchodził do tego, o czym mówiłem. Do pewnego
razu, kiedy opowiedziałem mu o spotkaniu w wąwozie Białej Kuli Światła.
Gdy mu to przekazywałem, widziałem jego drgającą ze wzruszenia brodę i
łzy napływające do oczu. Kiedy skończyłem, ujrzałem w oczach Pawła
specyficzny blask. Wiedziałem, że wchłoną przekaz. Następnego dnia
przyszedł do mnie. Był inny, jakiś odmieniony. Powiedział ściszonym
głosem: – Darek... wyszedłem... spotkałem Ich. – Z
zaciśniętym gardłem, po chwili dodał. – Oni... naprawdę mnie
kochają... – Poczułem radość. Uścisnęliśmy się na
niedźwiedzia. Powiedziałem mu, że go kocham, on odparł, że też. Tak.
Mężczyzna mężczyźnie takie słowa.
Uwierzyłem głęboko w to, że każdy nawet bez jakichkolwiek predyspozycji
i przygotowania, może opuścić ciało, kiedy tylko zechce. Warunkiem jest
dostatecznie silne pragnienie.
Niedowierzanie
Pewien profesor nauk ścisłych
Nie wierzył w zjawiska nadprzyrodzone
Jak nie zobaczę to nie uwierzę
Fakir na którym uczony przeprowadzał badania
Przeszedł po rozżarzonych węglach
Pewnie to jakaś chytra sztuczka
Jogin uniósł się na jego oczach
To niemożliwe to niemożliwe
Hindus ujął go za rękę razem zaczęli lecieć ku niebu
Co ty najlepszego narobiłeś
Co ja teraz zrobię ze swoimi książkami
Ludzie trzymają się rękami nogami ziemi
Byleby nie odlecieć
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL